Sklepowy marketing

0
503

Kiedy idziemy na zakupy nawet nie uświadamiamy sobie, że wyruszamy na istne łowy i powinniśmy być gotowi na prawdziwy bój. Bój przede wszystkim z pułapkami zastawionymi na nas przez wyszkolonych speców od merchandisingu – animacji sprzedaży. Ich działania wyraźnie widać w hipermarketach i dużych sklepach sieciowych, szczególnie intensywnie podczas Świąt Bożego Narodzenia.
Na terenie merchandisera

To merchandiserzy (spece od merchandisingu) dbają o to, by towar reprezentowanego przez ich producenta ulokowany był we właściwych miejscach, które pozwolą mu wpaść w oko potencjalnego klienta i wywołać na nim odpowiednie wrażenie. To właśnie animatorzy sprzedaży decydują, czy produkt jest odpowiednio wyeksponowany, oświetlony i czy umiejscowiony jest na odpowiedniej półce. Od nich także zależy jaką trasę przemierzymy w sklepie, a nawet… co kupimy. Jest to element procesu zwanego merchandisingiem, na który w Polsce zwykło się mawiać animacja sprzedaży.
Pusty koszyk

Kiedy podążamy przemyślaną przez merchandisera trasą, rzadko udaje się nam trzymać ustalonej listy zakupów. To w jednym dziale, to w drugim, to w koszu z przecenionym towarem dostrzegamy produkty, które są nam absolutnie niezbędne i co musimy mieć już w tej chwili. Wrzucamy więc te bezcenne nabytki do przepastnego kosza, który wciąż wydaje się taki pusty. Czy statystyczny klient supermarketu zastanawia się, dlaczego w hipermarketach są tak ogromne wózki? Oczywiście do wyboru są także koszyki, które trzeba nosić w ręku. Chyba każdy zgodzi się ze sformułowaniem, że wygodniej pchać przed sobą pojemny wózek.

Dopiero przy kasie, kiedy wkładamy zakupy do toreb, dostrzegamy, że wcale nie jest ich tak mało. I że znakomitej większości z nich wcale nie było na naszej liście.